środa, 27 listopada 2013

Poród rodzinny? Czy zawsze wszystko kończy się tak jak planowaliśmy?

   Każda kobieta będąca w ciąży w pewnym momencie zaczyna myśleć o porodzie. Jak to będzie wyglądało? Kiedy się zacznie? Czy będzie bardzo bolało? A najważniejsza obawa i strach dotyczy myśli czy ktoś z najbliższych będzie przy boku kiedy zacznie się cała akcja. U Nas było tak samo. Kiedy dowiedzieliśmy się że zostaniemy rodzicami postanowiliśmy że mąż jeśli tylko będzie w domu w tym dniu będzie towarzyszył mi podczas porodu. Im bliżej terminu tym większy strach Mnie ogarniał. A co będzie jeśli akcja porodowa się zacznie a nikogo z rodziny nie będzie w domu bo każdy pracuje. Na najbliższym postoju TAXI poprosiłam o wizytówkę i porozmawiałam z miłym panem na temat przyjazdu auta. Trzy tygodnie przed terminem miałam kolejna wizytę u lekarza, który zaniepokojony pojawieniem się białka w moczu i wysokim ciśnieniem (towarzyszyło mi ono przy każdej wizycie lekarskiej przez całą ciąże, przez co byłam pod kontrolą kardiologa i brałam leki. Jednak ciśnienie mierzone w domu było ok) skierował mnie po raz drugi już na obserwację do szpitala. Załamałam się bo lekarz chciał abym już do porodu pozostała w szpitalu. Nie wyobrażałam sobie 3 tygodni tam spędzić. Wróciliśmy do domu dopakowałam resztę rzeczy do torby tych potrzebnych po porodzie.Jednak było tego dużo i stwierdziłam że biorę tylko piżamę i kapcie, resztę rzeczy potrzebnych do leżenia w szpitalu spakowałam w reklamówkę(mąż po pracy miał jadąc do mnie je zabrać)  a porodową torbę postawiłam pod ścianą (chociaż miałam przeczucie że niestety ona mi się przyda i pewnie wyjdę ze szpitala z dzieckiem. Wszyscy się wtedy ze mnie śmiali że 3 tygodnie przed terminem to nie urodzę tylko poleżę kilka dni jak ostatnio i wyjdę). To wszystko działo się w czwartek. Następnego dnia każdy poszedł do pracy a Ja ogarnęłam mieszkanie i zwlekałam z pójściem do szpitala(nie chciałam długo leżeć sama). W końcu się zebrałam. Na miejscu pielęgniarki zrobiły podstawowe badania i usłyszałam że idę na salę operacyjną na cesarskie cięcie. Nogi mi się ugięły, zaczęłam trząść się ze strachu i ryczeć (wtedy ciśnienie jeszcze wyżej skoczyło). Wszyscy zaczęli biegać i mówić że nie ma czasu do stracenia. Jedne panie wypełniały karty przyjęcia, inne podsuwały tony papierów do podpisania, w międzyczasie szliśmy na salę a tam dalszy ciąg papierów, ktoś mnie rozbierał a Ja miałam mętlik w głowie. Gdzie moje ciuchy się znajdą, moja torba a najważniejsze że nikt z rodziny nie wie co się za chwilę wydarzy. Ledwo udało mi się ubłagać o jeden telefon (pech chciał że mąż nie mógł odebrać a do kogoś innego zadzwonić już nie zdążyłam) a już leżałam na stole. Kiedy po wszystkim wysłałam sms do męża że został ojcem potraktował to jak żart. Czasem los szykuje dla Nas różne niespodzianki i czasami są one zupełnie inne niż te na które czekamy. Brakowało mi kogoś bliskiego w tym całym zamieszaniu. Kto by mnie za rękę odprowadził na salę operacyjną, wsparł ciepłym słowem, zajął się rzeczami i kogo bym ujrzała zaraz po zakończeniu cięcia. Czułam się bardzo samotna i wystraszona. Cieszę się, że cesarka odbyła się tak z zaskoczenia niż jakbym miała stresować się i na nią czekać kilka dni. Chociaż minęło już tyle czasu ciągle gdzieś to wydarzenie we mnie siedzi mimo iż nic aż tak strasznego się nie stało. Nie tak miało być, nie tak było planowane ale najważniejsze że wszystko się dobrze skończyło.

[...] każdy ma własne życie i własny rozum. I jeszcze do tego własny los, którego nie można przewidzieć. Tak naprawdę, to nikt nie wie co jest dla niego dobre, a co złe.